poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Bo ja mam taki ogród ...


W moim ogrodzie jest sobie złoty ptak, który co rano śpiewa złotą pieśń ...
W moim ogrodzie jest piękna lilia, która zawsze pięknie pachnie ...
W moim ogrodzie zostawiłam wszystkie wspomnienia, które nas łączą ...
W moim ogrodzie będę teraz szukać pocieszenia, bo ty już jesteś gdzie indziej ...
W moim ogrodzie jest moje niebo i juz nie wpuszczę nikogo do mojego ogrodu ...
W moim ogrodzie ławeczka była tylko dwuosobowa ...
W moim ogrodzie właśnie wszystko zakwita na nowo dając nadzieję ...
Ale mój ogród nigdy już nie będzie taki sam ...

W Twoich oczach jest coś z mojego ogrodu ...
Ja chcę Twoich oczu!!!

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

...ale czy tam jest... lepiej?


Bo czasem chciałabym być kimś innym niż teraz jestem...
To głupie?
Wiem!
Jednak czasem tak mam ...
A Ty nie?
Uciec od tych wszystkich problemów, czarnych myśli, szarych zakamarków, nieziszczonych marzeń, wielkich znaków zapytania ...
Uciec daleko, naprawdę daleko !!!

A potem wrócić ...

Wrócić?!?!
Też wymyśliła ...
Do czego?!
Do tego bagna, tego 'sajgonu', który nazywa się 'życie'?
Warto?

Może i by było warto ...
Może...
Gdyby tak światło nie nikło w oddali, gdyby słowa, a może raczej ich kompletny, porażający brak tak bardzo nie raniły,to może wtedy wszystko znowu miałoby sens?
Może...
Ale to już nigdy nie będzie to samo...

A jeszcze niedawno wierzyłam, że najpiękniejsze są powroty ...
Bo są.
Oczywiście, zakładając, że ma się do czego wracać ...

środa, 1 kwietnia 2009

a co tam ....


Transcendentnie przyglądam się temu, jak ten świat schodzi na psy.

Mój podmiot wytargował sobie gdzieś parę dni wolnych od życia.
Ale ja zostałam.
Obłędnie szukam własnego JA, które gdzieś się zagubiło razem z NIM.
ON, który był ważniejszy od wszystkiego co miałam, lepszy od wszystkiego co znałam. A ja po prostu dałam mu odejść.
Cholera, a miało być tak pięknie!

W prowizorycznej skorupce własnych, skąpych marzeń, które jeszcze mi zostały, staram się ocalić tę resztkę szarych komórek, tych które miały najsilniejszy układ immunologiczny. Tą resztką istoty, chcę pamiętać o tym co było, co on mi dał, a co ja bezczelnie wzięłam.

Chciałabym iść na plażę.
Poczuć piasek pod stopami, w dłoniach. we włosach...
Wtopić się w jego istnienie, poczuć ciepło jego duszy zatopionej w Słońcu, poczuć chłód jego powierzchniowości, obmytej morską słoną wodą.
Poczuć wiatr, zaiskrzyć jeszcze raz i rozsypać się na wszystkie cztery strony świata.

Ingerencja łez w moje życie zawsze zostawia w nim jakiś ślad.
Generalnie nie zawsze mnie to uszlachetnia.
Teraz zołza, która we mnie od dawna siedziała, wylazła na powierzchnie i mackami swojej podstępnej zagłady, odbiera mi to wszystko co jeszcze słabo tli się we mnie.

Skąd wziąść siłę, która wystarczyłaby do tego aby przetrwać.
Aby znowu poukładąc swoje życie według klarownych zasad, dzięki krórym mogłabym znowu nie bać się patrzeć ludziom na ulicy prosto w oczy.
Komu zaufać, aż tak, by złożyć mu siebie samą, bez tej zołzy, a tylko z tym co dobre?
Jak odbudować to co już zniszczone, nie jako falsyfikat, ale jako autentyczny twór, który sprosta wyzwaniu i postawi mnie spowrotem na nogi?

Czy nadzieja sama wystarczy, czy może potrzebny jest jeszcze ktoś?
Ktoś silniejszy, kto mógłby nieść ciężki plecak moich win, po krętej, wyboistej, wąskiej dróżce, która wcale może nie wieść do celu.
Ktoś kogo mgliste a jednak wyraźne odzwierciedlenie dostrzegłam w milknącym obrazie człowieka, który był mi światełkiem.

Nocą szukałam mojej gwiazdy, ale jej nie było...
Jak dobrze, że gwiazd są całe miliony.